wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 4

Kiedy Jayla poprosiła Emmę, by zajrzała z nią do domu naprzeciw, ta się zgodziła. Teraz, kiedy obydwie siedziały w salonie państwa Morrison zaczynała mieć wątpliwości. Miała dziwne wrażenie, że znów chodzi o tą całą historie z latami 20. Jayla powiedziała tylko wymijająco, że chciałaby porozmawiać z Michaelem Morrison, który jest autorem książki o sektach, a jedna z nich najwyraźniej zainteresowała Jaylę.
- Mąż zaraz przyjdzie – oznajmiła Savannah wchodząc do salonu z tacą, na której stały kubki parującej herbaty i talerz ciasteczek – Wiem, że mieszkacie naprzeciwko, ale jest strasznie zimno, więc pomyślałam, że herbata dobrze wam zrobi.
- Dziękuję – Emma uśmiechnęła się do niej biorąc kubek z tacy. Upiła łyczek gorącego napoju i od razu poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele.
- Poznałam waszą matkę. Wpadła tu parę dni temu. Urocza kobieta – powiedziała Sav siadając na jednym z głębokich fotelów
- Tak, mama zawsze wita nowych sąsiadów – wyjaśnia Jayla – Uważa to za swój obowiązek. Taka już jest.
To bardzo miłe – brunetka obdarzyła je ciepłym uśmiechem – Zauważyłam, że mieszkańcy Sunville są bardzo... uprzejmi dla nowych mieszkańców.
Jayla parsknęła śmiechem – Wiem. Mają specyficzny stosunek do nowych.
- Witam.
Do salonu wkroczył Michael. Wysoki i zbudowany mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu. Lekko przydługie włosy związał w kucyk na karku. Usiadł na fotelu obok swojej małżonki i uniósł pytająco brwi w stronę Jayli.
- Tak... - pośpieszyła z wyjaśnieniem Jayla – Chodzi o pana książkę. Bardzo mnie zainteresowała. Zwłaszcza jedna sekta, jednak jest bardzo skąpo opisana.
Jak rozumiem chodzi o sekte Chaosu
Jayla energicznie pokiwała głową i wyciągnęła z torebki żółty notes i ołówek, by robić notatki. Widząc to Emma przewróciła oczami, a Michael uśmiechnął się pobłażliwie.
- Kiedy pisałem tą książkę miałem mało informacji na temat tej sekty. Większość to zwykłe pogłoski, których nie chciałem umieszczać w książce – zaczął mówić Michael patrząc na swoje splecione dłonie – Mimo to zacząłem wgłębiać ten temat. Sekta Chaosu oficjalnie istnieje od ok. XIX wieku. Ustaliłem, że nieoficjalnie sam kult istnieje od czasów starożytnej Grecji.
- To bardzo długo – mruknęła Emma
- Tak. To dość nietypowe. Wiem, że ów kult jest dość krwawy. Sama sekta dokonała masowych morderstw na Rumunii pod koniec XIX wieku. Mówi się o ponad 200 brutalnie zamordowanych osobach.
Emma poczuła, że robi jej się niedobrze. W co ta jej kochana siostrzyczka się wpakowała?
Tymczasem Michael przerwał na chwilę najwyraźniej zbierając w myślach informacje.
- W latach 50. XX wieku sekta została rozwiązana. Podejrzewam, jednak że twoje zainteresowanie tą sektą wypływa z faktu iż w latach 20. w Sunville miały miejsca podobne mordy.
- Tak – Jayla rzuciła mu zdziwione spojrzenie – To wszystko jest bardzo podobne. Ale skąd pan o tym wie?
- Badacze tej sekty uważają, że kul działał właśnie w Sunville w interesującym nas okresie. Nigdy nie udało się tego ustalić. Osobiście uważam, że ich podejrzenia są słuszne.
Emma zmarszczyła czoło. Mieszkańcy Sunville wyznawcami jakiegoś chorego kultu? Spojrzała na siostrę, która zawzięcie notowała. Poznała ten wyraz twarzy siostry. Nic już nie odciągnie Jayli od wyjaśnienia tej ponurej sprawy.




Jasper cały dzień nie mógł się skupić. Przez ten cały sen czuł się, jakby wypruty. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca i nawet teraz, kiedy powinien skupić się na prowadzeniu auta i tym, co gada do niego Eric, ale nie mógł.
Wybranka? Co to w ogóle za tekst? Znał Emmę odkąd pamiętał i sama myśl o tym, że miałby widzieć ją w taki sposób sprawiała, że było mu niedobrze.
- Hej! Uważaj!
- Co?
W ostatniej chwili z piskiem opon zatrzymał samochód. Postać odziana w czarny płaszcz, która jeszcze przed chwilą stała na środku jezdni, zniknęła. Wyparowała w powietrzu. Eric, który dostrzegł ją pierwszy i ostrzegł przyjaciela, wyskoczył z auta i nie zważając na opady śniegu i śliską nawierzchnie podbiegł do miejsca, gdzie ta istota jeszcze przed chwilą stała. Jasper również wysiadł i podszedł do kumpla.
- Co u diabła?
Wpatrywali się w wypalony ślad i stopiony asfalt. Mimo iż śnieg padał w najlepsze, miejsce nie pokryło się białym puchem. Wciąż było czarne, jak smoła, choć w niektórych miejscach widać było zwykłą ziemię.
- Co to było? - zapytał Eric rozglądając się dookoła, jakby spodziewał się, ze postać wyskoczy z otaczającego ich lasu.
- Nie wiem, ale jak ten asfalt się stopił? - dziwił się Jasper. Przykląkł, żeby lepiej przyjrzeć się zjawisku, którego najzwyczajniej w świecie zrozumieć nie potrafił – Już wcześniej widziałem tą postać.
- Gdzie? - zapytał Eric podczas gdy Jasper powoli się wyprostował.
- Odwodziłem Emmę do jej domu. Obydwoje ją widzieliśmy. Collen też – chłopak zmarszczył czoło i podrapał się po głowie – Te czerwone oczy nie dają mi spać.
- Że co?! - Eric wpatrywał się w niego, jak w wariata
- To coś miało czerwone oczy. Mimo tego przeklętego kaptura wyraźnie było je widać. Emma byłą przerażona, a Collen wpadła w panikę. Sam nieźle się przestraszyłem.
Zapadła cisza. Jasper rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył. Mimo to wciąż czuł na sobie spojrzenie, przez które zrobiło mu się jeszcze zimniej. O ile to możliwe.
- Wracajmy. Nie ma sensu tu stać.


Wieczorem Emma i Collen siedziały w pokoju tej drugiej i uczyły się na jutrzejszy test z angielskiego. Żadna, jednak nie potrafił się skupić, a już zwłaszcza Coll, której ruchy były wyraźnie nerwowe, a spojrzenie coraz bardziej rozbiegane.
- Dobra. Co jest? - zdenerwowała się Emma z hukiem zamykając podręcznik – Zaczynasz mnie przerażać.
- Co? Że niby ja? Wszystko ok.
Emma rzuciła jej spojrzenie, które mówiło wyraźnie. Nie wierzę ci, więc gadaj bo i tak to z ciebie wyciągnę. Collen westchnęła bezradnie.
- Chodzi o to, że mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi.
- Że co?
Collen mruknęła coś niewyraźnie i zerwała się z łóżka, na którym siedziały. Zaczęła chodzić po pokoju przekładając przedmioty z miejsca na miejsce.
- Odkąd widzieliśmy to dziwne coś z czerwonymi oczami, mam wrażenie, że ktoś za mną łazi – wyjaśniła brunetka i spojrzała na przyjaciółkę – Zaczynam się bać. Gdzie nie pójde tam czuje to cholerne spojrzenie.
- Jesteś pewna? - Emma również wstała i podeszła do dziewczyny. Spodziewała się jakiegoś problemu z chłopakiem, ale coś takiego? - Słuchaj. Może ci się wydaje.
- Wydaje? Na początku też tak myślałam, ale to uczucie jest coraz bardziej intensywne. Coraz gorsze – wyjaśniła Collen podchodząc do okna. Przez chwile w milczeniu bawiła się firanką, a Emma zaczęła intensywnie myśleć. Sama miała czasem wrażenie, że ktoś ją obserwuje, ale ignorowała to. Teraz jednak, kiedy Collen wydawała się tak pewna swego... Może ma racje. Usiadła na łóżku, ale zaraz poderwała się na równe nogi, bo Coll krzyknęła tak, że zabolały ją uszy.
- Patrz! - krzyknęła brunetka
Emma podeszła do okna i to zobaczyła. Na środku ulicy stała postać odziana w czarny płaszcz lub szatę. Mimo że miała na głowę naciągnięty kaptur, wyraźnie można było zobaczyć lśniące czerwone oczy, które wpatrywały się wprost w okno Collen. Em poczuła, że robi jej się słabo. Krzyk uwiązł jej w gardle. I właśnie wtedy światła samochodu oświetliły miejsce, gdzie stałą postać, ale jej nie było. Zniknęła, jakby nigdy tam nie stała.



Josh wszytko sobie idealnie zaplanował. To miała być randka z okazji ich pierwszej rocznicy. Miał cały dom dla siebie i był cholernie zadowolony.
Jayla, jednak nie podzielała jego zainteresowania. Całowali się na kanapie w salonie, ale dziewczyna nagle wyplątała się z jego ramion i podbiegła do stolika, na którym leżała jej torebka.
- Już wiem! - krzyknęła z entuzjazmem w głosie
- Hej! - Josh się zdenerwował. Jayla cały wieczór była nieobecna, ale teraz to już przeszła samą siebie – Chyba coś robiliśmy?
Tak, tak – Jayla machnęła ręką i zaczęła przeglądać żółty notes, który wyciągnęła z torebki – Sekta Chaosu wcale nie została rozwiązana. Nadal istnieje i próbuje mnie uciszyć.
Josh powoli wstał. Rozczarowanie, które jeszcze przed chwilą czuł zostało zastąpione wściekłością. Ona sobie chyba żartuje. Sekta Chaosu? Jayla nie zwracała na niego uwagi. Zaczęła wędrować po salonie, a kiedy spojrzała na niego, jakby oczekiwała, że on wszystko wie, miał ochotę na nią krzyknąć.
- To oczywiste. Ale kto jest w tej sekcie? Musiałam się dokopać do bomby. Minęło tyle lat, a ktoś nadal nie chce, żeby prawda wyszła na jaw.
- Jyala... - zaczął Josh siląc się na spokój – Mamy randkę. Wiesz, pierwsza rocznica i te sprawy?
- Ty nie rozumiesz?
- Nie. Nie rozumiem.
Jayla patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami – To dla mnie ważne.
- A dla mnie ważne jest to – chłopak machnął ręką na świecie stojące na kominku – Od dwóch tygodni to planuje, a ty nawet tego nie doceniłaś.
- Oczywiście, że doceniłam...
- Daj sobie siana Jayls – przerwał jej Josh. Nagle poczuł się pusty. Zero uczuć. Tylko zrezygnowanie, które wypełniło mu całe serce.
- Josh...
Lepiej będzie jeśli już pójdziesz. Podrzucę się do domu.
- Zgasił świece i poszedł do garażu, żeby wyjechać autem na zewnątrz.
Miał dość.
Przez to wszystko nie zauważył ciemnej postaci stojącej na chodniku po drugiej stronie ulicy.
Zauważyła ją, jednak Jayla. Kiedy wsiadła do auta jej spojrzenie padło na tą istotę, ale była tak zaskoczona, że nie zwróciła na to uwagi.