czwartek, 31 października 2013

Prolog


Starożytny Egipt. Pięć tysięcy lat przed nową erą.


Powietrze było suche, słońce prażyło mocno, a pod stopami czuć było rozgrzany piasek. Minęło już południe, a ziemia tonęła  w krwi. Wszędzie walały się trupy. Nie tylko ludzi. Były tu również istoty tak szkaradne, że nigdy nie powinny pojawić się na świecie, a wśród nich leżał on.
Król Demonów. Pan Zła. Zło w swej najczystszej postaci. Chaos.
Dwóch mężczyzn wpatrywało się w jego mocarne ciało. W oddali kręcili się ci którzy przeżyli. Zwycięska armia, niedobitki.
- Nie możecie tego zrobić - odezwał się niższy mężczyzna. Jego głos był zachrypnięty od zmęczenia. Nazywano go Morsell.
- Tylko tak możemy wygrać.
- Wygrać? - Morsell warknął coś pod nosem i oddalił się od ciała Chaosu. Nie chciał już patrzeć na to morze krwi, które pokryło piaski pustyni. Za sobą słyszał lekkie kroki Astoriusa, przywódcy zwycięzców.
- On się obudzi. Za wiele lat - mówił Astorius doganiając mężczyzne
- A was nie będzie.
Astorius zatrzymał się i parsknął śmiechem. Czasem zadziwiała go krótkowzroczność przyjaciela, ale tak musiało  być. Pewnego dnia zrozumie.
Jego spojrzenie padło na wysoką blondynkę, która wędrowała od rannego do rannego. Jedno jej słowo, jeden jej dotyk i wszystkie rany znikały. Jego serce ścisnęło się z bólu na samą myśl tego, co zrobią. Wiele godzin przed bitwą cała ich szóstka podjęła tą decyzje nie bez wątpliwości. Wszyscy, jednak wiedzieli, że tak musi być. To już dawno zostało postanowione. Na długo przed ich narodzinami. Nie musiał im tego mówić, ale ona wiedziała. Orea znała go lepiej niż on sam. Jej błękitne oczy napotkały jego zielone tęczówki. Czuł buchającą od niej bezwarunkową miłość i akceptacje.
Pośpiesz się. On nie długo się odrodzi. Została nam godzina.
Skinął głową słysząc w głowie jej głos i spojrzał na Morsella.
- W kaplicy znajdziesz pergamin. Da ci go najwyższy kapłan. Po wszystkim. Zapoznasz się z nim i wykonasz każde polecenie w nim zawarte. Jeśli tego nie zrobisz całe nasze poświęcenie pójdzie na marne.
- Nie rozumiem...
- Nie musisz - przerwał mu niecierpliwie - Nie zostało mi wiele czasu. Kiedy przeczytasz zrozumiesz.
Położył dłonie na jego ramionach i spojrzał prosto w jego oczy. Niewielu wytrzymałoby to spojrzenie, ale Morsell był silniejszy niż inni.
- Na wielki Morsell - wyszeptał - Musisz to zrobić.
Wiedział, że przyjaciel nie rozumie nawet słowa z tego, co mu powiedział, ale nie miał czasu na wyjaśnienia. Pozostała piątka zebrała się na skraju obozu i czekała. Czuł na sobie ich spojrzenia i niepokój Orei. Wiedział, że stała obok siostry i trzymała ją za rękę.
- Zajmij się moim synem. On jest naszą jedyną nadzieją. Powodzenia bracie.
Uściskał go po raz ostatni, a w jego dłoń wcisnął medalion.
- Daj mu go. Obiecaj mi, że wychowasz go na dobrego człowieka.
- Obiecuje - głos Morsella był dziwnie drżący, ale jego oczy pozostały suche.
Astorius skinął głową. Po raz ostatni spojrzał na przyjaciela i odwrócił się od ponurego obrazu śmierci. Szybkim krokiem podszedł do pozostałej piątki. Morsell widział, jak objął Oreę, jak wszyscy oddalali się z nadludzką wręcz szybkością na północ.
Godzinę później wiedział, że nie żyją. Chaos przestał oddychać, a ciała wszystkich demonów i innych nieludzkich istot zniknęły. Krew wsiąkła w piasek niosąc zapomnienie.
Gdzieś w oddali żyło dziecko. Syn Astoriusa i Oreri. Był jedną nadzieją na przetrwanie ludzkości. Nie znał jeszcze swojego przeznaczenia ani zadań, które przed nim w przyszłości staną.
Na razie świat był bezpieczny.
Tylko na moment.
A przecież chwila nie jest wiecznością.

1 komentarz:

  1. Opis twojego bloga na posegregowanych bardzo mnie zaciekawił. Przeczytałam prolog i zamierzam czytać dalej. Troszkę pogmatwane,ale fajne :)

    OdpowiedzUsuń